Przeklęty wojownik wymachuje swym ostatnim orężem.
Przeklęty człowiek, który gdzieś po drodze zgubił głowę.
A mimo to jego krzyk przeszywa jorveskie powietrze.
Przeklęty jeździec ściąga wodze.
Przeklęty koń, który gdzieś po drodze zapłonął niczym pochodnia.
A mimo to wiedzie Thompsona w uroczystym galopie.
Przez lasy.
Nie dają o sobie zapomnieć... chociaż i tak nikt nie pamięta, kim BYLI.
Pamiętają tylko, kim SĄ... chociaż nie można też powiedzieć, że istnieją.
Aczkolwiek jeździec imię ma, więc można by rzec, że on, ze swym Bezimiennym rumakiem balansują na pograniczu bujdy, a faktem, że SĄ.
Tak naprawdę im jest obojętne co inny mówią, bo nic już nie zmienią.
A mimo to biegną dalej.
Do nieokreślonego celu.
Przez lasy.