Ostatnio wieczorem, będąc w stajni podczas oporządzania konia po przejażdżce, usłyszałam głos. Jak zapewne się domyślacie, była to Samantha. Nic w tym dziwnego, prawda? Rozmawiała z tym myszatym koniem... znowu. Możecie mi wierzyć lub nie, ale ostatnimi czasami zdarzało się jej to naprawdę często. Ale to nie jest jeszcze szaleństwem, prawda? Mi też zdarza się rozmawiać ze zwierzętami, to normalne... a co jeśli nie? Może ze mną też jest coś nie tak...? Nie ważne.
Kontynuując. Mówiła rzeczy takie jak "Jestem ciekaw, co porabiałeś zanim trafiłeś do Jodłowego Gaju", "Za parę tygodni, jeśli mi oczywiście pozwolisz, pojeżdżę na tobie. Zgoda?". No wiadomo... rozmowa jak do ściany. Wtem rzuciła "Ciekawe, jak nazwali ciebie poprzedni właściciele...". Nastała chwila ciszy, po czym usłyszałam dźwięk przewracanego wiadra, a chwilę później samą Sam, która zapewne potknęła się o to wiadro - szkoda gadać. Jednak, przechodząc wreszcie do sedna sprawy. Ukazuje się moim oczom spanikowana i mówi:
- Kate, on przemówił!
- Wezwać lekarza? - spytałam.
- Do konia? Po co?
- Do ciebie, głupia...
- Ale nic mi się nie stało. On mi powiedział jak ma na imię!
- Och, na prawdę - powiedziałam, udając z kpiącym uśmiechem zainteresowanie. - Zechcesz w takim razie zdradzić mi jego imię?
- Jest ono trudne do zrozumienia...
- Czyli nie powiedział ci?
- Powiedział, ale nie zapamiętałam... Kate, chodź, może ci też powie - rzekła, wyciągając do mnie rękę.
- Samantho - westchnęłam - sądzisz, że na poważnie uwierzę w to, że koń powiedział ci jak ma na imię, pobiegnę do jego boksu i będę go prosić, aby mi również powiedział?
- Ymm... no wiem, jak to brzmi, ale co ci zaszkodzi uwierzyć.
- No nie wiem, może to, że będę cię utwierdzać w przekonaniu, że to całkiem normalne i będziesz dalej żyć w swoim małym, różowym świecie, pełnym gadających zwierząt, tęczy oraz jednorożców.
- Kiedyś nie byłaś taką realistką, zmieniasz się jak Zuzanna...
- Kto? - spytałam. nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- No, Zuza z Narnii... ona i Piotr, no wiesz... w drugim tomie... ty skończysz tak samo - wyszeptała.
- Nie przesadzaj... - zaczęłam, lecz ona była szybsza.
- Chodź... no.... nie opieraj się tak...
- Dobra... - zgodziłam się.
Wyszłam z boksu, w którym byłam i wspólnie podeszłyśmy do tego, w który był tematem naszej rozmowy. Stał jak na konia przystało oraz obserwował nas tymi swoimi oczyma. Nie wiem czego innego można oczekiwać. Raczej nie tego, że magicznym sposobem przemówi. Dlaczego ja się na to namówiłam...?
- No, wróżko, niech przemówi.
- Już się robi.
Zdawało mi się, że ona na prawdę wierzyła... naiwne i zarazem smutne. Podeszła bliżej i zaczęła go głaskać po pysku. Byłam nieco zniecierpliwiona oraz zła na samą siebie.
- No... i? - spytałam.
- Nie poganiaj go - rzuciła w moją stronę, po czym zwróciła się do konia: - To jest Kate, pamiętasz? Mówiłam ci też trochę o niej. Powiesz jej, jak masz na imię? Proszę...
- Wow, opowiadałaś o mnie tej kobyle? Mam czuć się zaszczycona?
- Nie mów tak o nim, to nie miłe - stwierdziła tonem urażonego dziecka. - Teraz to już na pewno nie powie ci jak mu na imię.
- To może same dajmy mu jakieś? - zaproponowałam, pragnąc wyjść z tego impasu. - W końcu Felicity nie ustaliła jeszcze jakiegoś na stałe.
- Dobry pomysł! - krzyknęła optymistycznie. - Może Cezar?
- Może coś ciekawszego, jak... Bravo, Astro?
- Nie... może coś bardziej związanego z jego wyglądem lub zachowaniem?
- Brzuchomówca... - rzuciłam.
- A tak na serio?
- Tak na serio, to robi się trochę późno i chciałabym iść do domu. - powiedziałam, zauważywszy, że słońce już zdążyło zajść za horyzont.
- Wymyślmy tylko dla niego imię, proszę...
- Grafit?
- Nie... ym... O! Mam coś...ostatnio, jak przyszłam do niego w czapce z daszkiem, ciągle mi ją zdmuchiwał. Ma taki fajny, ciepły oddech... i tak delikatnie je z ręki... Mogłybyśmy go nazwać Zefir?
- Pewnie. Jak tylko ci się podoba. Tylko proszę, odpuść sobie te międzygatunkowe rozmowy albo po prostu mnie do tego nie mieszaj.
Zefir to imię jednego z moich martwych (niestety) już kotów. Samantha wtedy często mi mówiła, że to imię nie nadaje się dla kota, ale kiedyś chętnie nazwałaby tak konia - za moim przyzwoleniem oczywiście. No to nazwała. Te głupie argumenty mogła sobie darować, z resztą... nieważne.
Co jak co, ale chyba nie powinnam się już tak czepiać Sam za to, że się przywiązała do tego konia. Chyba jako ta, która go znalazła, po prostu czuje się odpowiedzialna.
Może i ja polubię tę kobyłę, przepraszam - Zefira.
Fajne opko. W końcu żyjesz xD pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW.
Dzięki xdd
UsuńA co sądzisz o pomyśle z zakładką?
Jako, iż Kate stwierdziła, że czuje niemoc twórczą, bo nikt jej nie docenia - a moim zdaniem po prostu nie pamięta - wyjątkowo popchnęłam siebie ku skomentowaniu tego... czegoś.
OdpowiedzUsuńA WIĘC, moja droga Kate - jak poprawiałam interpunkcje, to pomyślałam, że jest u ciebie z nią coraz gorzej, ale mniejsza z tym.
Podoba mi się treść, co jest chyba najważniejsze.
Całokształt jest spójny i konkretny.
Zawsze twierdziłam, że masz specyficzny sposób pisania i czytając to, nadzwyczaj to odczułam. Nie mam jednak pojęcia, czy to dobrze, czy też wręcz przeciwnie.
Wartka akcja, wartkie dialogi, nie mam nawet czego się chwycić... za wartkie? Nie mam pojęcia.
Dziwnie mi się to czytało, to pewne, ale podobało mi się. Przyjemne.
~Samantha Eveningstone, która nie ma pojęcia, jak to określić... lol. Fajne było, no.
Sam... xD
UsuńWiesz, że skomentowałaś moje opowiadanie? Wygląda to jakbyś pisała to nie do mnie xd Trochę się Ciebie zacznę chyba bać.
I dzięki... za miłe słówka.
~ Kate.
Haha,zawsze mam wrażenie, że moja opinia brzmi mega sztucznie, więc nie mam zielonego pojęcia co napisać, żeby tak nie było! x'D
OdpowiedzUsuńPrzecież jak zawsze jest idealnie, nie trzeba nic mówić, może jedynie to, że robisz coś wspaniałego, Kate. <3
Aria C