"Historia rodem ze Złotych Wzgórz" #1

     Leżałam na łóżku, wspominając wydarzenia ostatnich dni. Myszaty ogier w końcu ma imię. Zefir... doskonale do niego pasuje. Kate mi nie wierzy, że do mnie przemówił, ale może i lepiej? W gruncie rzeczy ja również wciąż odpycham to wspomnienie od siebie. To było niesamowicie dziwne uczucie. Poczułam się wyrwana z tej rzeczywistości.
     Nie byłam senna - wręcz przeciwnie. Kipiałam energią, ale nie miałam pojęcia jak ją spożytkować, więc po prostu czekałam, aż jakimś cudem zasnę. Godzina była późna, chociaż kto inny powiedziałby, że jest wczesna. Była druga nad ranem, a ja wciąż dumałam nad wszystkim i niczym. Przez uchylone okno słychać było wiatr, a jego słowa zdawały się wpadać do pokoju, aby namalować historię w mojej głowie. Oczy same się zamknęły, a umysł zagłębił się w sen, który wydawał się tak realistyczny, że mogłabym zamieszkać w tamtym miejscu.
     - Jaką opowiesz mi historię? - zapytałam cudaczny głos, który ułożył mnie do snu, a potem już cała przepadłam.

     Nie rzucaj słów na wiatr. Nigdy. No, chyba że zabierze je ze sobą późnym latem ciepły wiaterek... i popieści w swym uścisku aż do utraty tchu. Kto by pomyślał, że jej słowa porwie, aby wcisnąć w usta dwóch istot, które w Halloweenową noc postanowiły opowiedzieć sobie nawzajem historie o dziwacznych przedmiotach. Gdyby tylko wiedziały, że ten las tak na nie działa, zebrane zaś rzeczy nie były tak przypadkowe, jak mogłoby się zdawać, a część ich dziejów prawdziwa, to zaiste, wyrazy ich twarzy byłby bezcenne.
     Każdy kocha wieczorne przechadzki po soczyście zielonej trawie i pod idealnie bezchmurnym niebem. Raz wybrała się na takową, a gdy zdała sobie sprawę, że powinna wrócić, najzwyczajniej w świecie postanowiła iść dalej, jakby ciągnięta dziwną siłą. Po pewnym czasie puściła się biegiem w stronę krajobrazu, który dziwił wszystkich osiedleńców, wręcz przyprawiał o dreszcze - Złote Wzgórza*. "Damie nie przystoi biegać!"- też mi coś, ale była tylko ona i wieczorne obłoki. Los zdecydował, że zaplątała się w swoją przydługą suknię i jak długa wylądowała w pokaźnej kałuży. Cały zapał oraz ślepa chęć buntu znikła.
     Biegła przez pola, które w świetle księżyca wydawały się wyraziście złote. Zdawało jej się, że ta cała przeklęta kraina oszalała wraz z nią, a to wszystko chyba za sprawą srebrnej tarczy na nieboskłonie, która zazwyczaj nigdy nie pojawiała się na nocnym niebie. Ta wyspa ją przerażała. Mogła była nie przypływać tu i nie osiedlać się wraz z innymi. W jej głowie wciąż słychać było echo słów Jona Jarla, który mówił, że ta kraina jest dzika. Jak to możliwe, skoro jej pierwotni mieszkańcy są jak w najwyższym stopniu ucywilizowani - chociaż daleko im do naszego czarnego prochu? - zadawała sobie to pytanie. Teraz już rozumiała.
     Teraz przemoczona, zmęczona, głodna, zziębnięta błagała gwiazdy o wskazanie drogi powrotnej, lecz te zdawały się na złość skakać z miejsca na miejsce. Nieświadomie zagłębiała się w opustoszałą krainę. Astronomia nie jest moją mocną stroną... tak samo, jak orientacja w terenie... co ja sobie wyobrażałam!? - pomyślała, zaczynając szlochać.
     Drżała przy najmniejszym poruszeniu kolorowych koron drzew, więc nic dziwnego, że gdy dostrzegła czarną smugę, która pędziła w jej stronę, to nawet nie zwróciła uwagę na kształt tego zwierza, a od razu założyła najgorsze. Wilk. Bezmyślnie rzuciła się do ucieczki i to był błąd. Runęła w dół urwiska, koziołkując przy tym. Doskonale wiedziała, że nie może z tego wyjść bez uszczerbku. Przerażona krzyknęła, a jej wrzask przetoczył się przez Złote Wzgórza.
     - Nic ci nie jest? - Aksamitny głos przegonił cały strach.
     Otworzyła oczy i zobaczyła wiecznie złote korony drzew, które wirowały. Niemiłosiernie kręciło jej się w głowie, a cały świat jej towarzyszył. Wstała na równe nogi, szeleszcząc przy tym niesamowicie. Rozejrzała się - jeszcze więcej drzew oraz mgły. Dopiero po chwili spojrzała na swoją suknię, zastanawiając się, czy aby na pewno nie śni. Była ona... a raczej jej nie było, na jej miejscu znajdowała się suknia z wymyślnym fasonem w szykownych kolorach złota, pomarańczy, czerwieni - we wszystkich możliwych odcieniach jesieni. Szeroki klosz zdawał się za duży dla tak drobnej osoby, jak ona.
     - To na pewno sen... - szepnęła, gdy dostrzegła, że ten jej ubiór był cały z liści, a reszta podniosła się ze ściółki i wirowały wokoło niej.
     - To magia.
     Poprzednie przerażenie uderzyło ją ze zdwojoną siłą. Odwróciła się w stronę źródła głosu, a liście zaczęły wplątywać się w jej włosy, przy okazji zasłaniając jej cały widok. Uczuła, jak lepią się do niej dziwną mazią... ten zapach. Wystarczyła sekunda, aby dotarło do niej, że to żywica. Cóż może zrobić rozhisteryzowana kobieta, która sądzi, że śni, słyszy dziwne rzeczy, niewiele widzi, a do tego nie jest w stanie się przebudzić? Oczywiście ponownie zaczęła się drzeć, lecz tym razem przypominało to warkot poirytowanego zwierza, niż pisk. Po chwili do swej "pieśni" dołączyła "taniec", a precyzyjnie mówiąc, szamotała się poirytowana, jakby co najmniej dopadło ją stado pszczół. Szeleściła za pięć drzew.
     Do tego akompaniamentu dołączył się przedziwny dźwięk, który przypominał swoim radosnym brzmieniem śmiech.
     Zdesperowana rzuciła się na oślep w stronę tego śmiechu. Uderzenie w drzewo poprzedził lekki stukot i ciepły zefirek. Oszołomiona zrobiła jeszcze kilka chwiejnych kroków, po czym zrezygnowana usiadła - a raczej upadła na swe zacne cztery litery - na wilgotnej ściółce. Wirujące złoto odsłoniło jej widok, ukazując tym samym parę bursztynowych oczu, zdobiące szaro-czarną masę. Jedynie tyle zdążyła dostrzec, bo ta masa biegała wokół niej, a mgła przypominająca mleko, nie ułatwiała zadania, jakim było odgadnięcie, kto to był. Wodząc za tą masą wzrokiem zrozumiała, że nie tyle, co biega, a kłusuje. Nie tyle, co masa, a sierść. Nie tyle, co kto, a... koń. To kto do mnie przemówił? Rozglądnęła się, ale jedyne co dostrzegła, to stado kruków, które obsiadły pobliskie drzewa i wirowały nad ich kolorowymi gałęziami.
     - Tu jestem.

Wszystkie rozdziały znajdziecie w Biblioteczce.


     Złote Wzgórza* - jak zapewne wiecie i pamiętacie, to na mapce SSO pisze "Dolina Złotych Wzgórz"... wybaczcie, ale doliny bez rzeki jeszcze nie widziałam. X'D

     Tym razem (jak już pewnie to zauważyliście) zaserwowałam Wam coś o nieco innym klimacie, co jest ważnym punktem dla całej tej historii.
Mam nadzieję, że miło się czytało, ale zanim odejdziesz, mam pytania, na które chciałabym zobaczyć odpowiedzi, bo niestety nie czytam w myślach:
  1. To co z tą zakładką "Biblioteczka", w której byłby chronologiczny spis wszystkich rozdziałów? Kiedyś także pytałyśmy o to, ale był remis. ;v; Więc no... pytamy ponownie. 
  2. Czy nasz blog zaczyna Was... odtrącać, czy raczej coraz bardziej przyciąga? Dlaczego?

2 komentarze:

  1. Świetna kolejna część, jak każda poprzednia. Podziwiam twój styl pisania-przyciąga ludzi.
    A odpowiadając na pytania:
    1. Ja bardzo chętnie to zobacze, chociaż raczej nie skorzystam, ponieważ jestem tu regularnie :)
    2. Jak już mówiłam...WASZ styl przyciąga ludzi, więc już nie moge się doczekać na kolejne posty, opowiadania...

    Pozdro :*
    ~Anne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wowow. *u*
      Dzięki za odpowiedzi i w ogóle za dobre słowa. :>

      ~Samantha Eveningstone

      Usuń

Proszę kulturalnie wyrażać swoja opinię, nie tolerujemy wulgaryzmów i spamu. Na komentarze tego typu nawet nie silimy się odpisywać, tylko od razu je usuwamy. Jeśli masz negatywne zdanie o naszym blogu, to proszę, uzasadnij swoją wypowiedź, postaramy się zmienić na lepsze, jeśli to tylko będzie w naszej mocy.

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.