"Historia rodem ze Złotych Wzgórz" #2

     Jej serce zmroziło zdziwienie, bo wydawało się, że to właśnie koń, który właśnie zbliżył się oraz przystanął przed nią i schylił łeb, wypowiedział te słowa.
     - T-ty? - To słowo z trudem przeszło przez jej gardło.
     - Może i Jorvik szaleje, gdy księżyc zaszczyci nas swą obecnością, ale magia zawsze tu była, tyle że wy jej chyba nie potraficie dostrzec, co jest nieco ciekawe - odparło zwierzę.
     Przynajmniej wydawało się, że głos wydobywa się właśnie z niego, ale on przez ten czas jedynie przestępował z nogi na nogę.
     - Co ja tu robię? - Podświadomie czuła, że pyta... odpowiednie zwierzę.
     - Jeźdźcy Dusz wraz z Gwiezdnymi Końmi, walczą ze złymi mocami. To długa historia, którą nie chcę cię teraz zadręczać. Prosiłem ich o pomoc w zatrzymaniu ludzi od północy tego miejsca. Te wzgórza kryją wielkie tajemnice i jeszcze większe moce, które nie potrafią się określić, po której stronie stanąć. Gdyby twoi bracia oraz siostry natknęły się na nie, to mogłoby zrobić się dość nieprzyjemnie - odpowiedział, a jego aksamitny głos przeszyło zmartwienie.
     - A ty kim jesteś?
     Tym pytaniem chciała zyskać czas, do przetrawienia wypowiedzi rumaka. Nie zdawała sobie sprawy, jak głęboko jego serca sięgnęła. Gdyby koński pysk mógł zacisnąć wargi oraz zmrużyć oczy, by powstrzymać łzy, to właśnie to zobaczyłaby, lecz nieparzystokopytne nie mają takich możliwości, więc spostrzegła jedynie w jego oczach cień goryczy.     - Gwiezdnym Koniem - odpowiedział cicho, jakby ogarnął go wstyd.
     - Nie powinieneś być z resztą Gwiezdnych Koni?
     - Odszedłem od nich, by chronić Złote Wzgórza, a przynajmniej tą wyżej położoną część. - Podniósł łeb do góry.
     Jej wzrok również tam powędrował. Przez mgłę widać było zarys potężnej warowni, której większości nie była w stanie ogarnąć wzrokiem. Musi być tam setki dzielnych wojowników, więc...
     - Po co mnie wezwałeś? - Nie odrywała oczu od murów na wzgórzu nad lasem.
     - Stary Król umarł bez potomka... bez żony. Byłem jego doradcą i przyjacielem, oczyma oraz uszyma poza krajem, którego nie mógł opuszczać. Powierzył mi wszystko, co miał, lecz ja nie potrafię z nimi rozmawiać. - Jego wzrok padł teraz na wszechobecne kruki. - Jego rycerze są zbyt aroganccy, by rozmawiać z tak zwaną kobyłą. Wiem, że jesteś na wskroś przeciętna, ale to właśnie ciebie potrzebuję. Zapewne też masz setki pytań w głowie, ale bez obaw, odpowiem na wszystkie, tylko zostań. Proszę. Gdy opuścisz Złote Wzgórza, wszystko pryśnie niczym bańka mydlana.
     Dziewczyna jedynie drgnęła. Do czego ma wracać? Do nudnej codzienności? Do ludzi, którzy jej nie kochają, a nawet nie szanują? Wszystkich, na których jej zależało, zabrały choroby, nędza, mróz. Nie było kolorowo, a tu wręcz kipiało od wszelakich odcieni. Już wiedziała, dlaczego akurat ją tu przyciągnął... nie miała do czego wracać. Nie była w stanie wymienić chociażby jednej rzeczy, dla której mogłaby odejść z tego miejsca cudów i dziwów. On jej potrzebował, a ona pragnęła być czymś więcej niż niepotrzebnym przedmiotem, popychanym z kąta w kąt. 
     - Każdy zasługuje na pomoc... - na jej usta wyszedł promienny uśmiech.
     Nie umiała tego wszystkiego ogarnąć. Wciąż nie była to dla niej rzeczywistość, a słodki sen, z którego nie chciała się obudzić. Jej wiecznie zmartwiona twarz nabrała kolorów szczęścia dzięki temu uśmiechowi. Wstała i zrobiła najpewniejszy krok w swoim życiu. Nieskazitelnie prostą posturą nadrobiła niski wzrost. Zdawałoby się, że ta melodia szelestu liści napędza ją energią do działania.
     - Jak cię zwą? - spytała, gdy ten w końcu zwrócił na nią bursztynowe oczy, które wydawały się szaleć z radości.
     - Król mówił, że jestem jak ciepły wiatr, który zawsze mi towarzyszy, a jego świta się z nim zgadzała.
     - A więc Zefirze, zaprowadzisz mnie do tych, z którymi mam rozmawiać? Wojowie zapewne są w zamku. - Podeszła do myszatego wierzchowca, głaszcząc go po chrapach.
     - Tu jesteśmy, Pani Złotych Wzgórz - podniósł się raban ochrypłych głosów, a na ziemię zaczęły opadać smoliście czarne pióra o złotym połysku.
     Podniosła wzrok na stado kruków, które dotychczas wydawały się być jak obojętne duchy. Jeszcze kwadrans temu zmiękłyby jej kolana ze zdziwienia, lecz teraz czuła nieopisaną siłę w kościach.
     - Wkrótce poznasz sekrety wzgórz, które musisz chronić wraz z nami - zaskrzeczały kruki, a koń zawtórował im cichym rżeniem. 

     Piękne zebranie pod osłoną mgły, żywiczny zapach, melodia wiatru i liści. Władczyni Złotych Wzgórz osiadła na tronie, który był stosunkowo blisko zasięgu rąk śmiertelników, ale poza zasięgiem ich oczu, które nie potrafią dostrzec magii.
     Pewnego dnia Zefir niespodziewanie zniknął.
     Ona wciąż czuwa nad sekretami z dzielnymi wojownikami... czekają na tego, który zniknął i którego podmuch został zduszony przez zimny wicher.

Wszystkie rozdziały znajdziecie w Biblioteczce.


     Jak wam minęły święta? Bo mój lany poniedziałek był naprawdę mokry... a pomyśleć, że może być jeszcze bardziej mokry. XD
     Co sądzicie o przygodach Zefira? W kolejnych rozdziałach akcja powinna się rozwinąć. :'>
Moje emocje sięgają zenitu przed środową aktualizacją. Nareszcie będzie się działo! Przynajmniej mam takową nadzieję.

     Do zobaczyska w kolejnym wpisie na blogu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę kulturalnie wyrażać swoja opinię, nie tolerujemy wulgaryzmów i spamu. Na komentarze tego typu nawet nie silimy się odpisywać, tylko od razu je usuwamy. Jeśli masz negatywne zdanie o naszym blogu, to proszę, uzasadnij swoją wypowiedź, postaramy się zmienić na lepsze, jeśli to tylko będzie w naszej mocy.

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.