Niezależnie od jej stanu emocjonalnego, jakoś nie miałam ochoty na rozmowę z Kate. Przynajmniej przerwała wywody Felicity, nie chce mi zafundować długiego opowiadania o tym, jak bardzo jestem "dziwna", tak jak to zrobiła właścicielka stajni. Dobrze, że nie była świadoma na tyle, tego, że mnie ocaliła przed samozniszczeniem, aby żądać podziękowań - które się jej należą.
Nie zważając zbytnio na brunetkę, która była rozradowana z niewiadomych mi przyczyn, pochwyciłam kantar(sznurkowy), który był przewieszony przez wejście do boksu myszatego konia, który był powodem mojego porannego stresu. - Witaj piękny - rzuciłam słodko do rumaka, gdy wchodziłam do jego boksu.
Ten w odpowiedzi spojrzał na mnie łagodnie i skierował w moją stronę swoją parę antenek.
- Co to za cyrk znów chcesz odegrać? - usłyszałam poirytowany głos za sobą. To była Kate.
- Chcę go wyprowadzić na krótki spacer - odpowiedziałam spokojnie nakładając ogierowi kantar, przez chwilę się cofał, ale wystarczyło do niego mówić, a wtedy się uspokajał.
Prawą ręką trzymając go za pasek policzkowy, nie odrywając od niego wzroku, drugą ręką sięgnęłam po omacku w stronę uwiązu. Poczułam, że ktoś chwycił mnie za nadgarstek i wcisnął w dłoń poszukiwany przedmiot. odwróciłam głowę. To była wciąż ta dziewczyna.
- Jeśli chcesz cyrk, zezwalam Ci go odegrać, ale tylko i wyłącznie ze mną... opcjonalnie z tą kobyłą - uśmiechnęła się promiennie.
- Jak sobie życzysz - odpowiedziałam zapinając koniowi karabińczyk. - Ubierz się lepiej ciepło, przeczuwam, że to będzie długa przechadzka.
- Zawsze jestem ciepło ubrana - zaśmiała się. - Po za tym - kontynuowała wychodząc ze stajni i ciągnąć mnie za rękaw, co skutkowało tym, że ja wlokłam za sobą rumaka - sama byś się pokaleczyła... dzieci nie mogą się same bawić z konikami, to bardzo niebezpieczne - spojrzała na mnie przechylając głowę na bok i robiąc smutną minę.
Zapewne łudziła się, że jest urocza.
Tak oto znaleźliśmy się przed stajnią. Powoli sunęliśmy w stronę bramy wyjściowej z wioski Jodłowego Gaju. Myszaty zdawał się być nieco napięty, więc postanowiłyśmy biec tak, aby mógł swobodnie kłusować i przy okazji wyładować swój stres. Wyglądało to nieco komicznie. On, kłusując przed siebie delikatnie, ja zaraz obok niego usiłowałam utrzymać tępo, a Kate? Kate trzymała koniec uwiązu i praktycznie się wlekła... ani krzty gracji. Nie chcąc zamęczyć mojej towarzyszki, która odgrywała tym razem rolę pasożytniczą, zwolniłam.
- Rusz się - burknęłam, starając się dla dobra zwierzęcia opanować nerwy.- Aaa... c-co... ni... by... robię? - wysapała.
- Ja rozumiem wiele... ale mogłabyś nie okazywać tego, jak bardzo się wysiliłaś? - ścisnęłam mocniej sznur, a koń szarpnął delikatnie głową.
- To nie ja... to moje lenistwo - zarechotała.
- Nie przekraczaj cienkiej czerwonej... - syknęłam.
W odpowiedzi przedrzeźniła mnie pod nosem i zamilkła.
Jako, iż jest zima, a mroźny wiatr nie chce odpuścić, idą za tym wszystkim potężne zaspy. Gdyby to była wiosna, to na wysokości Minki odbiłybyśmy w lewo i stromym zboczem ominęły jej tor. Doszłybyśmy tą drogą do czerwonej chatki przyciśniętej u podnóża gór Jora. Teraz, aby dojść do jakiegoś zacisza, musiałyśmy zejść główną, krętą drogą aż do Piaskownicy, tam zaś, przejść za jego kurnik i na południowy-wschód i iść około kwadrans. Odpowiednio z boku, aby nikomu się nie rzucać oraz wystarczająco przytulnie.
Niestety, w połowie drogi...:
- Zimno mi - mruknęła, wciąż się włócząc.
Przelał się kielich goryczy.
- To się wróć do domu i wróć na wiosnę - zatrzymałam się aby jej to delikatnie wygarnąć.
- Oh... ale czemu mnie tam wleczesz? - zaczęła podskakiwać w miejscu, aby się rozgrzać.
- Dowiesz się, jak przeżyjesz - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Mniejsza... ja idę... powodzenia... tylko nie napastuj tej biednej szkapy - zawróciła.
Szok. Odpuściła? Ona? Ciekawe. Może to kolejny jej chytry plan?
Spojrzałam porozumiewawczo na konia, który pochylił łeb. Pogłaskałam go po szyi. Wtem, w mojej głowie zrodził się szalony pomysł... a może nie taki szalony? Wynikiem tego był uśmiech na mojej twarzy.
- Kate! - zawołałam, a ta odwróciła się, chociaż była już przy najbliższym zakręcie, tak, że zaraz znikłaby mi z oczu. - Oto dlaczego Cię tam chciałam zawlec! - oznajmiłam.
Ta, skrzywiła się tylko. Po chwili zgrabnie podskoczyłam u boku konia, w celu wejścia na jego grzbiet. Trzeba przyznać, że derka ułatwiła mi tą czynność. Po chwili bez większego problemu siedziałam już na nim. Lewą ręką trzymałam uwiąz i sztywną, krótko ściętą szczecinę grzywy, a prawą klepałam po kłębie. Chciałam spojrzeć w stronę dziewczyny, ale wtem poczułam, jak całe ciało rumaka się napina. Położył po sobie uszy. Czułam jak stąpa z nogi na nogi. Jak chce pokazać swoją siłę tupając nimi. Zagryzłam dolną wargę. Nagle sobie uświadomiłam, że to był zły pomysł.
- Szyyy... spokojnie - szepnęłam resztką nadziei, widząc jego bezduszne spojrzenie.
Bez wydania z siebie żadnego dźwięku stanął potężnego dęba. Lina naprężyła się, a lewa rękaw ześlizgnęła się z grzywy. Wstrzymałam oddech. Gdy prawą wyciągnęłam, by go objąć, okazało się, że jest silniejszy, niż mi się zdawało. Serce mi łomotało jak szalone. Nim zdążyłam go w końcu objąć, poczułam jak z impetem uderza w ziemię przednimi kończynami - to był zbyt duży test dla moich zdrętwiałych łydek. Straciłam stabilność. Panika. Wtem, zobaczyłam tylko jak z niesamowitą szybkością i gwałtownością podrywa do góry łeb. Zamarłam. Zamknęłam tylko w bezradności oczy, a prawą, bezużyteczną ręką usiłowałam się zasłonić.
Uderzenie. Ból. Krzyk. Spadłam. Zapadła ciemność. Po chwili zaparło mi dech. O dziwo... poczułam dziwny... delikatny, aczkolwiek ciepły podmuch powietrza.
- I kto tu przekroczył cienką czerwoną?! - usłyszałam nad sobą głos, który docierał do mnie jakby zza ściany.
Powoli otworzyłam oczy. Ujrzałam nad sobą niebo z którego spadały leniwie, wyjątkowo białe płatki. Zmrużyłam oczy, aby zobaczyć więcej. Była nade mną Kate marszcząca w swoim gniewie czoło... a tuż za nią zmartwiony koński łeb, który mierzył mnie swymi bursztynowymi oczyma, a uszy miał skierowane wprost na mnie.
- Jak długo tu tak leżę na wznak? - rzuciłam cicho pytanie.
- Jakieś pięć minut - wręcz wysyczała przez zaciśnięte zęby. - Powróciłaś już z świata marzeń, na którym mieszkają same pocieszne kucyki?! - krzyknęła rozładowując na mnie swój gniew. - Czy ty chcesz śmierci! Teraz będę musiała cię zawlec cię do lekarza! - po chwili objeżdżania mnie wzrokiem wyciągnęła w moją stronę rękę, aby pomóc mi wstać.
- Tak mi się zdaje... że wróciłam ze świata kucyków... - pochwyciłam jej dłoń, po czym z cichym jękiem wstałam. - A tak w ogóle, to witaj - burknęłam do brunetki, która lustrowała mnie wzrokiem. - Miło mi i Ciebie znów zobaczyć - chciałam ogiera poczochrać po grzywce, ale ten się cofnął. - Niech ta akcja pozostanie w naszym trio.
Kate rzuciła mi jedno z jej spojrzeń typu "zobaczymy", a rumak zarżał jakby chciał zwrócić ponownie na siebie swoją uwagę.
Szuper
OdpowiedzUsuńO, dziękować.
UsuńJuż się bałam, że przesadziłam nieco w opku. X'D
~Samantha Eveningstone