- Panno Eveningstone! - ściągnął mnie na ziemię karcący głos nauczycielki Wiedzy O Społeczeństwie (tak zwanym WOSie). - Sądziłam, że złożoność naszego społeczeństwa i polityki cię interesuje.
- Oczywiście proszę Pani - rzuciłam mechanicznie i bawiąc się nerwowo długopisem, zastanawiam się, jak wytłumaczyć moje rozkojarzenie.
- Dzisiaj, nie wiedzieć czemu, poświęcasz więcej uwagi zegarkowi, niż mojej lekcji. - Z-zdaje się pani - zachichotałam nerwowo, stukając długopisem w ławkę.
- Czyżby wiosna była już w pełni? - uśmiechnęła się znacząco spod okularów i odwróciła się, by napisać kolejne pojęcie na tablicy.
Czułam, jak wszyscy dookoła się uśmiechają i wlepiają we mnie oczy, które są spragnione jakiegoś błazeństwa.
- Nie rozumiem... - odpowiedziałam, patrząc na nauczycielkę, która już oderwała się od tablicy.
Psorka uśmiechnęła się pobłażliwie, po czym kontynuowała lekcję.
Klasa nie otrzymawszy upragnionej błazenady, mruczała coś pod nosem. Skoro nie mogę wzdychać do zegara, to szukałam innego obiektu do rozmyślań. Wtem wytrącił mnie z równowagi chichot Kate, która jak zawsze leżała wręcz na ławce (nikt jej już nie zwraca uwagi... próbowali ją tego oduczyć, ale po pewnym czasie stało to się chlebem powszednim, przynajmniej na lekcjach tej oto nauczycielki).
- Bursztynowooki! - dotarły do mnie jej stłumione przez śmiech słowa.
- Że co? - szepnęłam, nachyliwszy się jak najbardziej nad nią i oparłam głowę raz kolejny na rękach, tak, aby zasłonić nimi usta.
- Twoja miłość... - czyżby już całkiem zbzikowała?
Spojrzałam na nią kątem oka, aby sprawdzić, czy aby na pewno nie czuje się gorzej.
- O ile mi wiadomo, to twoja pierwsza miłość ma bursztynowe oczy - tłumaczyła spokojnie, spoglądając na mnie. - Niestety, chyba jegomość nie odwzajemnia twych uczuć - znów zaczęła się śmiać.
Wymyślanie mi miłości, to już przesada. Cała się gotowałam. Zakryłam rękoma twarz. Nie czerwieniłam się ze śmiechu, jak pewnie brunetka myślała, lecz ze złości.
Od całkowitego samozniszczenia, uratował mnie dzwonek. Usłyszałam huk zasuwanych krzeseł i wzmożony śmiech moich kolegów oraz koleżanek z klasy. W tym wszystkim górował szczery aż do bólu, śmiech Kate, której nie starczało powietrza. W końcu położyłam ręce na zeszycie i z trudem powstrzymywałam się, aby go nie pomiąć. Wbiłam nienawistne spojrzenie w moją przyjaciółkę, która nic sobie ze mnie nie robiła. Kontynuowała rechot, chwyciła się rękoma za brzuch i uderzała głową w blat ławki, co poskutkowało istną burzą włosów na jej głowie.
- Skończyłaś? - burknęłam, wrzucając zeszyt i inne akcesoria do plecaka, jednym zamaszystym ruchem ręki.
Wciąż się śmiała, chociaż już nie uderzała głową, jakby była niespełna umysłu, lecz słychać było, że jeśli zaraz nie przestanie, to tu padnie. Najchętniej bym ją zostawiła na pastwę losu, wraz z nauczycielką, która obecnie uśmiechała się do kanapki, ale byłam ciekawa, czemu jest jej, aż tak wesoło. Rozumiem się pośmiać, ale ona z takiej błahostki śmiała się stanowczo za długo.
- To było piękne - podsumowała się na koniec, po czym przeczesała włosy palcami, co o dziwo wystarczyło, by przywrócić im dawną formę.
- Wszystko co dobre, jest ulotne... - mruknęłam, nadal czekając, na wyjaśnienia.
Ta zaś, bez słowa, a za to z niesamowitym uśmiechem, spakowała się, jakby nigdy nic. Gdy już skończyła, spojrzała na mnie. Zamarła.
Podniosłam jedną brew pytająco.
- Co ci? - spytała, najwidoczniej przejęta moim samopoczuciem.
- Pomyślmy - zaakcentowałam sarkastycznie, - stroiłaś sobie żarty ze mnie, a co gorsza, ona mogła to usłyszeć, to... - w tej oto chwili, kątem oka zauważyłam, że nauczycielka nastawiała ucha, więc pociągnęłam ją za rękaw na korytarz. - To dwulicowe monstrum - dokończyłam. - CO to miało niby znaczyć? - syknęłam, odwróciwszy się do niej, gdy przeciskałyśmy się przez korytarz, między ludźmi.
- Daj spokój... - zaśmiała się cicho, jakby chciała mnie przekonać do siebie. - to był tylko niewinny żart... - tłumaczyła. - Taki malutki, niewinny, nieszkodliwy, a najważniejsze, że nie zmyślony - argumentowała.
- C-co? - zaprotestowałam, gdy dotarłyśmy pod ścianę, tam gdzie zazwyczaj siedziałyśmy, lecz byłam zbyt zajęta ogarnianiem Kate, aby usiąść, więc stałyśmy.
- A nie? - uśmiechnęła się, a ja miałam wrażenie, że zaraz znów wybuchnie śmiechem.
- Co masz na myśli mówiąc "nie zmyślony"? - to robiło się coraz bardziej niesmaczne z mojego punktu widzenia. Czyżbym ja sama o czymś nie wiedziała?
- Ciągle o nim mówisz, piszesz, myślisz, gadasz do niego i inne takie... - wymieniała, kiwając głową na boki, z tonem tak słodkim, jakby opowiadała bajkę o tęczowym króliku i jednorożcu.
- O kim ty mówisz?
- Jak to o kim? O nim - jej odpowiedź nie była dla mnie jasna.
- O kim? - ponowiłam pytanie.
- O tym ogierze z pięknymi, bursztynowymi oczyma - przewróciła oczyma, najwidoczniej straciła już do mnie siłę.
- Ogierze? - rozłożyłam pytająco ręce.
- Ogierze - poruszyła brwiami, chcąc mi przez to powiedzieć "dobrze wiesz, o kogo mi chodzi".
Niestety, stałam tam jak wryta, a jedyne co mi przychodziło do głowy, to, to, że chyba o jeden raz za dużo uderzyła się głową w tą ławkę.
- O tej kobyle - rzuciła, a jej mina mówiła, że moje kojarzenie faktów sięgnęło dna.
- Przez ten cały czas, miałaś na myśli tego myszatego konia? - na moją twarz, mimo wszystko zaczął wypływać uśmiech.
- Oczywiście, że tak, głuptasie - puknęła mnie w czoło palcem.
- Trzeba było tak od razu - spojrzałam na nią pobłażliwie.
- Mniejsza, po za tym pamiętaj, że jesteś mi winna przysługę, za to, że Cię wtedy z miejsca nie wydałam... wiesz o czym mówię...? Wypadek... - oznajmiła z nonszalanckim uśmiechem.
- To teraz jesteśmy kwita?
- Nie, uznaj, to co powiedziałam na lekcji, za małą zapowiedź, tego, co Cię czeka - odparła.
Z kim ja żyję? Czasami się zastanawiałam, co konkretnie chce swoimi czynami udowodnić, czy też osiągnąć. Jej plany sięgają daleko w przyszłość, ale czasami chce po prostu przełamać schemat dnia. Wolałam nie wnikać w jej logikę i po prostu dać jej wyobraźni działać, a jest ona bardzo toksyczna. Dlatego też, po prostu machnęłam na nią ręką. Niepotrzebnie się tak denerwowałam... z Kate nie warto walczyć, jest nieszkodliwa... jak na razie.
Wszystkie rozdziały znajdziecie w Biblioteczce.
PS. Wszystkie błędy czasoprzestrzenne chyba już poprawiłam - zmieniłam na czas przeszły.
Nie patrzcie zbytnio surowo pod względem czasowym na ostatni akapit...a dialogi, to chyba wiadomo, dlaczego czas teraźniejszy, a wtrącenia przeszły.
Dziękuję Arii C. za wytknięcie mi błędów... w szczególności tych z czasami... coś mi przygrzmociło w łeb. Xd
Niestety, tak to bywa z tą interpunkcją... znalazłam kilka przecinków, których wcale nie powinnam znaleźć (nie jestem ekspertką, ale mówię Ci - w tych przypadkach jestem tak pewna jak przy decyzji, czy zjeść nawołującą mnie tabliczkę czekolady karmelowej, czy też nie.
OdpowiedzUsuńDobrze. Wytykamy błędy. Ale bez hejtu.
Jeden przykład z dość poważnym błędem. Cytuję.
"Sądziłam, że złożoność naszego społeczeństwa i polityki, Cię interesuje".
Poprawna wersja
Sądziłam, że złożoność naszego społeczeństwa i polityki cię interesuje.
1) Nie ma przecinka przed "cię",
2) "Cię" jest z małej litery.
Dlaczego?
1) Jak wiesz, przecinków używany m. in. przy oddzielaniu zdań składowych. Zauważ, że w części "złożoność naszego społeczeństwa i polityki" nie ma wymienionej żadnej czynności, więc nie będzie to mogło być zdanie składowe. Czyli podsumowując, nie ma potrzeby oddzielania tych części zdań przecinkiem. Jeżeli uważasz, że to było wtrącenie, to mówię Ci, że jak dla mnie to nie było...
2) To opowiadanie nie jest listem oficjalnym czy prywatnym, nieprawdaż? Nie musisz tu okazywać nikomu należytego mu szacunku, szczególnie sobie. W końcu nauczycielka zwracała się do Ciebie. (Za to tutaj szacunek uzasadniony).
Ah, i jeszcze trzeci błąd.
Najpierw użyłaś czasu przeszłego, potem teraźniejszego, następnie znów przeszłego, a na koniec ponownie teraźniejszego. Oh, a potem znowu przeszłego. O takim zagięciu czasoprzestrzeniowym jeszcze nie czytałam...
Koniec uwag. Jest kilka błędów w jeszcze innych miejscach, ale uznałam, że ten komentarz jest wystarczająco długi.
I rozbawił mnie moment, w którym "namiętnie" patrzyłaś na zegar. Czyżby kolejna miłość? XD
A ogółem mówiąc, podziwiam twój styl pisania. Bardzo starannie dobierałaś słowa.
Pozdr.
~Aria C.
"Cię" napisałam tak jakoś mechanicznie z dużej, bo jak piszę te wszystkie posty i się do was zwracam, to piszę wtedy z dużej(Kate lasuje mi mózg). Xd
UsuńCo do przecinka w tym miejscu, to się właśnie zastanawiałam, czy przecinek tam powinien być, czy nie... w końcu zostawiłam, bo moja polonistka robi czasami takie pauzy jak na końcu mówi coś w stylu "(...)nieprawdaż, Sylwio" i miałam rozkminię nie małą. No ale dzięki.
Co do czasu, to się nie spodziewałam, że się przemieszczam w czasoprzestrzeni... pewnie masz na myśli komenatrze/wtrącenia w dialogach. DX
Postaram się to poprawić... bo rzeczywiście tak nieco się przyglądnęłam i muszę nad tym popracować. Tak to jest, jak się za mało dialogów pisze... same rozprawki. ;;
Dzięki raz jeszcze.
~Samantha Eveningstone
No błagam. Co to jest? Wypracowanie z polaka? No może i było trochę błędów no ale tu chodzi o samo opowiadanie, a nie o interpunkcje!
OdpowiedzUsuńNo wiem, wiem... Nie chciałam nikogo urazić, ale komentarze czasem są dłuższe niż się planowało. I czasem potrafię się tak rozpisać, w każdym razie przepraszam. Jak to aż tak się nie podoba, to usunę komentarz.
Usuń