Święta, święta i po świętach, jak to się mawia... szybko minęły, ale ja, przez ten cały czas, miałam głowę w obłokach. Jeśli chodzi o konkrety, to moje myśli krążyły wokół tajemniczego rumaka. Kate już wyrobiła sobie zdanie na ten temat i po raz kolejny podkreśla, że mam zbyt bujną wyobraźnię oraz rzuca jakimiś wygórowanymi porównaniami, a ja łaskawie tego słucham, starając się jej nie uświadomić, że jest jej daleko do Tolkiena, czy też Williama Szekspira.
No ale spójrzmy na fakty trzeźwo. Felicity przedzwoniła do wszystkich okolicznych stajni - nigdzie nie zaginął koń o podanym opisie. Zamieściła także ogłoszenie w gazecie - zero odzewu. To trochę... niepokojące. Przez góry nie miał szans się przedostać, nie jest na tyle silny, aby pokonać strome i zdradliwe przełęcze. Po za tym... jest sroga zima, w taką pogodę nie mógł przebiec dużej odległości. Chociaż, gdy go znalazłyśmy, to zima co dopiero się rozkręcała, dlatego był cały w błocie. Nie mógł być to dziko żyjący koń, bo podobno bez większego problemu dał się wprowadzić do stajni i oporządzić. Gdy podałam te fakty na przerwie zaprzyjaźnionej ze mną brunetce, ona spojrzała na mnie błagalnie i powiedziała: - Może spadł z kosmosu, hmy? - zaśmiała się. - Paranoja. Przestań sobie tym głowę zawracać.
- Ale myśmy go znalazły i za nami pobiegł, odpowiadamy za niego po części... - ściszyłam głos, bo nagle zorientowałam się, że mówię za dużo.
- Co ty sugerujesz, - rozejrzała się na boki, po czym szepnęła - chyba nie masz zamiaru pomagać w opiece nad tym koniem?
Zagryzłam wargi zastanawiając się, co odpowiedzieć, bo wzrok Kate był tak przeszywający, że znieruchomiałam.
- Nie wierzę! - zakrzyknęła zdziwiona i się cofnęła, najwidoczniej mnie rozgryzła. - Czy ci na łeb upadło? Puknij się! - zademonstrowała na sobie, jak wykonać tą czynność.
- Co w tym złego? - rozłożyłam błagalnie ręce, tak naprawdę, chciałam ją tylko przekabacić na moją stronę, razem zawsze jest raźniej.
- To bydle prawie nas staranowało!
- NIE PRAWDA!
- Prawda, prawda - upierała się. - Jak chcesz się zabić, to powodzenia, nie mam zamiaru do tego przykładać ręki. Droga wolna, ale pamiętaj, - podniosła palec, aby zaakcentować ważność przekazu - że ja ciebie ostrzegałam.
- I kto tu przesadza? - podniosłam jedną brew pytająco. - To TYLKO koń. Pomyśl teraz ty... tylko jeden więcej koń na wyspie pełnej koni...
- Jeden za dużo - burknęła.
- Podejdź do tego, jak do zwykłej pomocy w stajni, przy opiece nad końmi - mówiłam bardzo łagodnym tonem, mając nadzieję, że ją przekonam.
- Tym razem mnie do niczego nie nakłonisz - rozbrzmiał dzwonek ogłaszający koniec przerwy. - Odpuść sobie, Sam - westchnęła po czym pobiegła w stronę sali chemicznej, a ja powolnym krokiem podążyłam za nią, a tłum znajomych mi twarzy przebiegł obok mnie.
Rozmowa z nią trochę mnie zmartwiła. Może nie należy ona do pomocnych osób, ale czasami rację ma... niestety. Na tym skończyły się moje refleksje, po czym pochłonął mnie chemiczny bełkot.
Pewnie na tym skończyłby się na dziś temat myszatego rumaka, gdyby nie to, że po odrobieniu lekcji, poszłam zerknąć, co słychać w stajni. Większość koni już było oporządzonych. Szukałam, jakiegoś konia, którym mogłabym się zająć. Przechodziłam właśnie obok boksu nieszczęsnego i jakże tajemniczego rumaka. Zatrzymałam się przed jego boksem. Koń ciągle lustrował mnie swoimi zdezorientowanymi, bursztynowymi oczyma. Zarzucał ciągle głową i ogonem. Uszy skierował wprost na mnie.- Witaj przystojniaku - uśmiechnęłam się nieznacznie.
Zrobiło mi się go żal... nie, że nikt się nim nie zajął, bo ściółkę miał świeżą i był wyszczotkowany, ale coś w nim wzbudziło we mnie współczucie.
Było to bynajmniej dziwne uczucie, bo wyglądał o wiele lepiej, niż wcześniej. Można by rzec, że jest piękny. Jedyne, co rzucało się w oczy, to jego przesadnie długa grzywa i ogon sięgający ziemi. Nic dziwnego, że był taki skudłacony oraz miał tyle śmieci w grzywie. Przywołałam sobie w pamięci, jak wyglądał przy naszym pierwszym spotkaniu. Trochę się skrzywiłam, bo od razu przed moimi oczyma raz kolejny roztoczyła się ta scena chaosu. Po czym znów zastanawiałam się, skąd uciekł, czy to może dziki koń?
- Mam tyle pytań i znikąd wypatrywać odpowiedzi - westchnęłam.
Po chwili zdawało mi się, że rumak się rozluźnił. Opuścił nieco głowę, a uszy rozjechały się na boki. Zdawało mi się, że chciał mi swymi cudnymi oczyma odpowiedzieć "też chciałbym znać odpowiedzi na moje pytania". Cóż, może Kate miała rację i rzeczywiście mam zbyt bujną wyobraźnię.
Poczułam dziwny impuls do działania. Bez większego namysłu pobiegłam po grzebień oraz nożyczki. Minutę później już ścinałam jego czarne kłaki na korytarzu(aby potem było łatwiej je zamieść). Nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia w tym zakresie, więc wyszło nierówno i musiałam wyrównać. Dobrze, że stał spokojnie. Potem, już nieco bardziej ostrożnie zabrałam się za pracę nad ogonem. Efekt końcowy zadowolił moje oko estetyczne. Poklepałam go jednocześnie podziwiając jego piękną ciemną pręgę, biegnącą przez środek grzbietu wierzchowca. Właśnie miałam go poczęstować kostką cukru w ramach podziękowań, za współpracę, którą przemyciłam z domu, gdy nagle zauważyłam, że jego grzywa była sztywna i stała jak u Fiorda. Zdziwiło mnie to... no ale nie myśląc wiele podstrzygłam ją w kształt półksiężyca(jak to się robi u fiordów). Przyznam, że kilka osób przyglądało się moim czynnościom, co mnie nieco dekoncentrowało.
- Nie wydasz mnie, że ja ci to zrobiłam, prawda? - poczochrałam go po zawadiackiej grzywce. - Jutro może wyskoczymy razem na padok? - rzuciłam przypomniawszy sobie prognozę pogody która dawała nadzieję na mniejsze mrozy lub ich brak. - Pozwolisz mi teraz, abym cię porzuciła w twoich czterech ścianach i pozamiatała? - zadałam mu kolejne pytania, dobrze wiedząc, że nie odpowie.
Tak też się stało - on wylądował w boksie, a ja pozamiatałam, po czym sama opuściłam stajnię. Dopiero w domu zorientowałam się, jak głupio postąpiłam... trzeba się przygotować na podwójny ochrzan - od Felicity oraz od Kate. Zapewne, jak się dowie o mojej pogawędce, będzie się boczyć i na wszystkie sposoby będzie chciała udowodnić, że miała rację. Tak czy owak, mam zamiar utrzymywać kontakt z tym jakże intrygującym ogierem. Jestem pewna, że jeszcze w niejednej rzeczy będę mogła mu pomóc.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTest nowego avatara, czy coś złego się palnęło? XD
UsuńNie bójcie się pisać komów, nie gryziemy. :3
~Samantha Eveningstone