"Pani X" #2

      Opowiadanie o podróży do Epony i poszukiwaniu Pani X. Zadania rozpoczynają się od dostania SMS'a od naszego starego przyjaciela - Hermana, który ma dla nas ważną misję...

Ostrzegamy przed ewentualnymi SPOILERAMI.


#2 - Sceptycznie

      Po zwrocie kompasu wysłuchała tego co miał do powiedzenia stary Goldspur na temat tego urządzenia cierpliwie, jednak jedynie do momentu gdy usłyszała o magicznym zaklęciu...
     Otóż Kate jest osobą niewierzącą w magię... i tym podobne... tak więc zniechęciła się tym co usłyszała. Czasami lubi puścić wodze wyobraźni i wymyślać niestworzone historie wraz z Sam, jednak na ogół jest ona sceptyczką w takich sprawach, w szczególności gdy chodzi o coś ważnego tak jak w tej chwili.
     Z przymrużeniem oka słuchała dalszych słów Jakoba tłumacząc to co mówi jego starszym wiekiem. Wbiła wzrok w kompas, a gdy rozmówca dał  jej go, wymamrotała pod nosem coś co miało być pożegnaniem i odeszła mówiąc sobie w duchu "byle dalej, przed siebie... za kompasem...". Nierwowym krokiem podeszła do swojego Skywalker`a i odjechała kawałek od miejsca gdzie zostawiła Jakoba Goldspura. Gdy była już w bezpiecznej odległości zatrzymała się, wyciągnęła z kieszeni przedmiot, niepozorny, któremu jednak poświęciła tyle czasu, otworzyła klapkę i zobaczyła to co można zobaczyć w każdym innym kompasie. Jednak coś zaniepokoiło naszą ciemnowłosą bohaterkę, ponieważ nie wskazywał on północy. Pomyślała, że może jakiś metalowy element jest tego przyczyną, wiec chcąc się upewnić wyciągnęła swój kompas, ten jednak działał poprawnie. Początkowo przemknęło jej przez głowę, aby wrócić do Glodspura, jednak szybko odrzuciła tą myśl i postanowiła jechać tam gdzie wskazywał jej drogę czerwoną strzałką.
     Jechała drogą prowadzącą do posiadłości rodziców małych urwisów-bliźniaków, minęła wiatrak i wyjechała po stromej drodze, a gdy się już ją pokonała strzałka niespodziewanie zmieniła kierunek. Zdziwiona zatrzymała konia i zawróciła powoli. W tedy jednak zwróciła się w kierunki w którym jechała poprzednio. Kate zirytowała się tą sytuacją - bardzo nie lubiła niejasności i dziwnych, niespodziewanych, niewyjaśnionych, niespodziewanych przypadków takich jak ten. Zeszła z konia i z kompasem zaczęła chodzić usiłując ustalić jakie to miejsce on wskazuje. Chodziła to w jedną to w drugą stronę przez pare długich minut. Jej cierpliwość w końcu się skończyła i z bezsilności cisnęła z całej siły kompasem w ziemię, a sama usiadła na kamieniu stojącym tuż obok.
     - Jakie to głupie... Co ja sobie myślałam? Że zabiorę sobie "magiczny" kompas i będę sobie z nim biegać aż w końcu znajdę to przeklęte przejście przy pomocy "czarów"? - mówiła, sama nie wiedząc czy do siebie, czy też do Skywalkera, który całemu zajściu przyglądał się zaciekawiony. Podniosła wzrok na leżący na ziemi kompas. - Zabawne, teraz wskazuje w moim kierunku jakby chciał mnie o wszystko oskarżyć, zrzucić na mnie winę... - nagle głos uwiązł jej w gardle. Wstała podniosła kompas i spojrzała na miejsce, które najpewniej wskazywał. Był to kamień na którym wcześniej siedziała. Nieduży, w kształcie prostopadłościanu postawionego w ziemi tym najmniejszym bokiem. - To pewnie jeden z tych starych kamieni milowych, o których wspominał stary Jakob!
     Dla pewności obeszła go dookoła wraz z kompasem i gdy była już pewna że to na pewno o niego chodzi usiadła na ziemi i wbiła w niego wzrok jakby chcąc w ten sposób wymusić odpowiedź na to pytanie, które jej się kotłowało w głowie, czyli "zdradzisz mi swój sekret?". Jednak fakt że nie nie wierzy w magię sprawiał tylko że prawdopodobieństwo przemówienia tego głazu sięgał niemal zera, gdyż one raczej nie mają zbyt wielkiej ochoty rozmawiać z osobami takimi jak Kate. Tak wiec odpowiedział jej jedynie jej koń, który był już trochę znużony niewyjaśnianym zainteresowaniem jego właścicielki tym kamieniem.
     - Sky, nie jesteś chyba zazdrosny, co? - mówiąc to zapukała w głaz. - I co ja mam zrobić. - położyła kompas na kamieniu, szturchnęła go parę razy tak aby zaczął się kręcić w kółko, co wcale nie było prostą sprawą - Zawsze chciałam to zrobić - powiedziała ze satysfakcją, że przynajmniej jedna rzecz tego dnia poszła po jej myśli.
      Jednak jej szczęście nie trwało długo bo musiała wykombinować co teraz zrobić. Jak to ona sobie tłumaczyła: "przecież nie powiem jakiegoś durnego zaklęcia i już po sprawie". Koniec końców skończyło się to tak że stanęła przed tym kamieniem i próbowała przypomnieć sobie słowa "zaklęcia", które podał jej Jakob.
     - Nie wierzę że to robię... po prostu nie wierzę... ale warto spróbować, a więc.. nie opieraj się i współpracuj, proszę... nie wierzę, mówię do kamienia... - jak widać podchodziła to tego dość sceptycznie, ale jednak... próbowała - tak więc... Eeee... może... kompasie, wskaż mi tajemną drogę! - znieruchomiała, zerknęła na wskazówkę kompasa, ale ten nadal wskazywał to sam miejsce.
     Po paru podejściach zabrała kartkę i zapisywała wszystkie opcje, które przychodziły jej do głowy. Nie wiecie nawet jak żałowała w tej chwili że nie słuchała starego Goldspura. Teraz to zaklęcie było dla niej jedynym co mogło się sprawdzić a nawet ta opcja nie była zbyt prawdopodobna według niej.
     Po wykluczeniu paru opcji stało się. Kate udało się przypomnieć sobie słowa, które były jej potrzebne, a gdy je wypowiedziała zamigotało jej przed oczami, zobaczyła jakieś zielone plamy światła wokół kamienia. Cofnęła się o parę kroków, zamrugała i dziwna poświata zniknęła.
     - Dziwne, to były świetliki, a może jakiś pył? - zadała sobie pytanie podchodząc do kompasu, który wciąż leżał na głazie - Świetliki...? - mówiła to jakby to było coś co jednak nie może tego wyjaśnić. - Nie ważne...
     Podniosła kompas z kamienia, starając się uniknąć dotknięcia go dłonią. Jeszcze raz spojrzała na kamień badawczo jakby spodziewając się czegoś dziwnego, ale nic się takiego nie stało. Zaciekawił ją fakt że kompas wskazywał teraz całkiem odmienne miejsce. Jednak teraz mimo wszelkich niewyjaśnianych logicznie rzeczy jakie się działy na jej oczach postanowiła podążać za wskazówkami Jakoba Goldspura i kompasem.
     Wytrwale wmawiając sobie różne sugestie dotyczące racjonalnego wyjaśnienia zjawiska migoczących zamglonych zielonych świateł wokół każdego kolejnego kamienia milowego dotarła do ostatniego a w tedy kompas zamarł w miejscu.
     Kate odchyliła gałęzie krzewów aby lepiej przyjrzeć się drodze. Ale... drogą, która miała być tym sekretnym przejściem do Epony okazała się mała ścieżka ukryta w zaroślach, która nawet, gdyby była bardziej widoczna nie przyciągnęła by raczej niczyjej uwagi, a jednak to była ta droga, którą szukała.
     Nie wnikając głębiej w sprawę skierowała się z powrotem ku domowi Hermana z wielka ulgą, a po drodze, już za Jarlaheim spotkała Samanthe jadącą w jej stronę, równie zrezygnowaną jak ona sama.
     - Hej! I jak tam zdobywanie informacji? - spytała nieco ciekawa co ją takiego spotkało.
     - Nawet nie pytaj...
     - Już spytałam.
     - Parę godzin papierkowej roboty za jakże "wspaniałego" burmistrza Jarlaheim, trochę słuchania opini mieszkańców - wyliczała - matma, trochę uruchomienia intelektu, trochę biologii, zbieranie prania Hermana...
     I teraz miałam jechać ciebie szukać... gdzie ty zniknęłaś, dziewczyno!
     - Tak więc, no szukałam tej drogi przez góry Rosy... - powiedziała zrezygnowana cały czas zastanawiają czy powiedzieć jej o tym co widziała.
     - Tyle czasu?
     - No jakby to ująć... kompas nie chciał zbytnio współpracować i widziałam... coś co można uznać chyba za omamy...
     - Kate... - powiedziała pobłażliwie Samantha -  to pewnie przez stres, no bo wiesz coś takiego nie przytrafia się zbyt często... to minie, albo pewnie znajdziesz jakieś logiczne wyjaśnienie.
     - Inne wyjaśnienie... - wymamrotała zrezygnowana, lecz Sam tego nie usłyszała.
     - No chodź, jedziemy, Herman się już niecierpliwi.
     Tak więc Kate ponowiła przerwaną podróż powrotną, a Samantha zawróciła.
     - Wiesz co... - zaczęła niepewnie panna Eveningstone - mam pewne obawy co do tej podróży...
     - Jakie?
     - No wiesz... nie wiem czy przypadkiem Herman nas nie przecenia... ta cała podróż przez niebezpieczne góry pełne pułapek... tajna organizacja...
     Kate zrozumiała że Sam jest w tej chwili równie sceptyczna co ona sama, jednak nie chciała, aby to ją całkowicie pochłonęło, i może w głębi duszy sama liczyła na pocieszenie.
     - Też tak myślałam, ale wiesz, przecież Herman nie może się mylić, co nie? Z resztą liczy na nas, a nie może być chyba nic gorszego od matmy, co nie? - bardziej mylić się nie mogła.
     Kiedy były już przed domem, Herman czekał. Zamienili parę słów, wskoczył na grzbiet Skywalkera i ruszyli w drogę ku niepozornej ścieżce skrywającą zabójcze pułapki.
     Kate jechała jako pierwsza dlatego że miała ze sobą Hermana, który znał już lokacje pułapek, co mimo wszystko wcale jej nie pocieszało. Jechali w milczeniu przez Zieloną Dolinę, miejsce, w którym tak bardzo lubi przebywać Kate, jednak teraz towarzyszyła jej niepewność. Dotarłszy do drogi stawiła pierwsze kroki przez dawno nieuczęszczany szlak, sceptyczna szukała jakiś dobrych stron tej sytuacji, jednak w tamtej chwili nic nie przychodziło jej do głowy, jedynie czarna rozpacz, a podobnie było z Samanthą.

Więcej znajdziecie w Biblioteczce.


1 komentarz:

Proszę kulturalnie wyrażać swoja opinię, nie tolerujemy wulgaryzmów i spamu. Na komentarze tego typu nawet nie silimy się odpisywać, tylko od razu je usuwamy. Jeśli masz negatywne zdanie o naszym blogu, to proszę, uzasadnij swoją wypowiedź, postaramy się zmienić na lepsze, jeśli to tylko będzie w naszej mocy.

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.